W ubiegłym roku opublikowana została pewna książka, którą dotyczy problematyki z zakresu prawa cywilnego (i turystycznego). Ukazała się w prestiżowym wydawnictwie. Autorkę książki miałem wcześniej okazję poznać.
Z dużym zaskoczeniem w książce tej znalazłem pewne fragmenty mojego autorstwa. Najobszerniejszy fragment to cztery strony książki, w zasadzie „przepisane”. Oprócz fragmentów z mojej pracy w książce dość szybko zidentyfikowałem fragmenty z innych prac, także innych autorów.
Książka została opublikowana w oparciu o pracę doktorską, która stanowiła podstawę do nadania autorce stopnia doktora nauk prawnych.
Skontaktowałem się z uczelnią przesyłając jej najobszerniejszy fragment mojej pracy, jak również informując o licznych innych zapożyczeniach, które nie zostały w pracy oznaczone w sposób właściwy.
Uczelnia przeprowadziła postępowanie, które zakończyło się wydaniem dyscyplinarnej kary upomnienia. Co ciekawe jednak uczelnia w żaden sposób nie zainteresowała się drugim zarzutem przeze mnie stawianym – zapożyczeniami z innych prac. Wielokrotnie zwracałem uwagę władzom tej uczelni, że to przede wszystkim w jej interesie leży dokładne wyjaśnienie stawianych zarzutów, zwłaszcza, że pierwszy z nich okazał się w pełni zasadny. Uczelnia po prostu uznała, że w tych okolicznościach co do pozostałych fragmentów nie zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienie czynu dyscyplinarnego.
Oczywiście mógłbym przedstawić taki zestaw zapożyczeń, ale na jego przygotowanie musiałbym poświęcić kilka tygodni pracy, a to przecież przede wszystkim uczelni powinno zależeć na dokładnym wyjaśnieniu tych okoliczności. Zwłaszcza jeżeli posiada uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk prawnych i szczyci się wysokimi standardami w zakresie etyki.
Z drugiej strony to nieco dziwne, bo brak chęci wyjaśnienia sprawy przez uczelnię „zachęca” do skierowania sprawy na inną możliwą drogę postępowania. Czy będzie to lepsze rozwiązanie dla uczelni?
c.d.n.